Archiwum 21 stycznia 2018


sty 21 2018 Kometa
Komentarze: 0

Sprzedaję książki. Są one niezwykłe bo zachęcają do wstąpienia do "wyjątkowej rodziny" Wierzę w ich przekaz i dlatego pragnę "przekazać" je czytelnikom - najlepiej zamożnym. Są moim celem. Do swojego zadania zostałam bardzo dobrze przygotowana. Znam wszystkie odpowiedzi potrafię zachować się w każdej sytuacji i do dziś sądziłam, że nic mnie nie zaskoczy. Potrafię przecież manipulować ludźmi

Wtedy pojawił się On. Znałam go z odwyku. Nie poczułam jednak sentymentu a raczej uznałam go za potencjalnego członka naszej organizacji. Był słaby więc stanowił łatwy cel.

Wszystko szło gładko. Po kolei ulegał moim wyuczonym sztuczkom. Najpierw zagrałam na jego emocjach. Potem sprowokowałam do tego aby to jemu zależało na spotkaniu a kiedy do tego doszło zainteresowałam go książką. Tykanedia tak brzmiał tytuł.

Wziął ją do ręki. Przekartkował parę stron i powiedział do mnie z ogromnym zdziwieniem.

- Interesują Cię sekty?

Użyłam kolejnej wyuczonej formuły aby przekonać go o tym, że to doskonała pozycja dla osób pragnących samodoskonalić się.

Jego wyraz twarzy zmienił się.

Postawiałam więc dowiedzieć się o Nim więcej. Poprosiłam aby opowiedział o sobie.

Porzucił narkotyki, studiuje psychologię, ustatkował się, mieszka z ojcem więc zapewne nie jest mu lekko.

Kiedy mówił o tym wszystkim w jego oczach zauważyłam dumę z tego co osiągnął ale także to, że przejrzał mnie i moje intencje. Patrzył na mnie jak ofiara na hienę, która pastwi się na swoją zdobycz. Poczułam się winna, że zwabiłam go w chwili kiedy on po ciężkiej walce uniknął samozagłady.

Ciągnęłam jednak swoją grę dalej.

Przecież wierzyłam w to co robię no i chciałam zarobić.

Udało się. Kupił. Wiedziałam, że jak przeczyta tą książkę to zatopi się w niej. Ulegnie jej przekazowi.

Właściwie to już to się stało, bo kierowany słabością do mnie pójdzie moim śladem.

Czy tego chciałam? Mówili na mnie Kometa. Znowu pojawiłam się w jego życiu. Przewróciłam je do góry nogami. Zadałam sobie sprawę, że moje wyrafinowanie w połączeniu z jego słabością zwiastuje jego życiowy armagedon.

Dla Niego byłam Kometą, dosłownie i w przenośni. Zresztą sam tak to nazwał.

Nagle zapragnęłam aby traktował mnie jak Alę, dziewczynę którą kiedyś byłam a teraz zapragnęłam być.

Niestety, poniosłam porażkę.

Nie chciałam go niszczyć. Nie chcę.

Wyszłam, z mroku dziupli w której siedzieliśmy dobiegał błagalny głos Jacka o numer telefonu.

Nie podałam. Nie chcę być dla niego kometą